sobota, 30 stycznia 2016

Motywacji sekret w miłości ukryty

Na wigilię Bożego Narodzenia 2015 roku dostałem najpiękniejszy prezent na świecie. Nic lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. I w najśmielszych snach nie spodziewałbym się, że moja Kochana Żona zrobi mi taką niespodziankę. W ten magiczny dzień(chciałoby się napisać zimowy, ale było by to znaczne przekoloryzowanie) urodziła się moja pierwsza córeczka. Godzinę 13:30 dnia 24 grudnia zapamiętam już do końca swojego, oby długiego, życia. Można stwierdzić, że byłem przygotowany do tego cudu (w końcu 9 miesięcy to długo), ale spodziewałem się go dopiero 2 stycznia :)
Mała jednak nie chciała tak długo czekać i oto stało się - zostałem tatą!



Moment, w którym pierwszy raz zobaczyłem Lilianę był momentem szoku, niedowierzania, strachu, ale przede wszystkim szczęścia. Często zastanawiamy się czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia - istnieje i wiedzą o tym wszyscy tatusiowie :)

To tyle prywaty na początek, a teraz dlaczego o tym piszę

Bardzo często w życiu mamy problem z odnalezieniem motywacji. Szukamy jej wszędzie. Chodzimy na szkolenia, kursy, sesje coachingowe. Wydajemy mnóstwo pieniędzy, poświęcamy nasz cenny czas. Wszystko po to, by odnaleźć motywację do działania, do zmiany, do życia.

O tym jak wiele zmienia się w naszym życiu, gdy pojawia się w nim dziecko, wiedzą wszyscy rodzice. "Mamusie" to istne zbiorniki motywacji. Niejednokrotnie wykończone, mające dość, płaczące razem z dzidziusiem, zawsze znajdą motywację dla swojego dziecka. My, tatusiowe, zmęczeni, dopiero odnajdujący się w nowej roli staramy się wspierać nasze Żony ze wszystkich sił. Motywację do tego również odnajdujemy nie wiadomo skąd...

No właśnie - czy nie wiadomo skąd? 
Skąd biorą się w nas te nieskończone pokłady motywacji?
Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie akurat jest bardzo prosta - z miłości.



Wykorzystujmy tą siłę w chwilach, gdy wydaje nam się, że gorzej już być nie może. Gdy cały świat wali nam się na głowę. Gdy nasi szefowie suszą nam głowę, gdy po raz kolejny zepsuł nam się samochód, gdy po raz kolejny trzeba coś naprawić w domu. Sytuacji można mnożyć na pęczki. W najtrudniejszych chwilach siłę do działania zawsze odnajdujemy w miłości, bo często to, co robimy, robimy dla kogoś nam najbliższego - niejednokrotnie dla naszych dzieci.



W momentach słabości, gdy motywacja już dawno się ulotniła, zamknijcie oczy i przypomnijcie sobie ich twarze. To wszystko robicie właśnie dla nich. Przypomnijcie sobie ich uśmiechy - to da Wam motywację do działania w chwilach krytycznych. Wydaje mi się, że mamy robią to intuicyjnie, że jest to gdzieś zakodowane w ich ciałach. My, jako twardzi mężczyźni, samce nieokazujące uczyć, mamy z tym większy problem. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie miłość do najbliższych również i nas napędza do działania. Jestem przekonany, że możemy to wykorzystać na co dzień.

Pierwszy uśmiech Waszego dziecka, pierwsze "tato", które usłyszycie możecie w sobie zakotwiczyć jako magiczny guzik odpalający w Was motywację (o tym jak to zrobić piszę tu: Kotwice motywacyjne). Dzięki temu szybko możecie się doładować do działania w każdej chwili. Warto bardzo dokładnie zapamiętywać takie momenty w naszym życiu. "Życie składa się z krótkich momentów. Cudownych chwil czy przykrych incydentów" (Paktofonika "Chwile ulotne"). Życzę Wam by tych cudownych chwil do zapamiętania było jak najwięcej!



Ok, nie wszyscy mają dzieci - co w takim przypadku?

Wszyscy mamy osoby, które kochamy. Nasze żony, mężów, rodziców, babcie, dziadków, rodzeństwo (koty :)) ... Wszystko co pisałem wyżej można zastosować do każdej z tych osób. Wystarczy przypomnieć sobie, że nasze działania wpływają na innych, że odnajdując w sobie motywację podejmujemy działanie dla innych.

A co ze mną?

Nie chcę byście odnieśli wrażenie, że sami nie jesteśmy ważni, że dla siebie nic nie robimy. Po prostu w tym wpisie chodzi mi o coś innego.  W momentach największych kryzysów odnalezienie motywacji w sobie jest bardzo trudne. Zmotywowanie się samemu to wielkie wyzwanie. Zdecydowanie ułatwia sprawę myślenie, że to wszystko ma sens, bo robimy to dla kogoś. Dla dziecka, żony, mamy, taty itd. Miłość do tych osób pozwoli nam odnaleźć potrzebną iskierkę motywacji, którą później możemy rozniecić i w sobie podtrzymywać.

Macie jakieś uwagi, spostrzeżenia na ten temat? :)
Zachęcam do dyskusji!